Rímske hry

Czyli Rzymskie Gry po słowacku. Ostatni weekend spędziliśmy na przedmieściach Bratysławy. Jak było?


Wszyscy uczestnicy imprezy razem. Fot. Karol Srnec



Otóż zacnie. Pozwolicie jednak, że najpierw pokrótce napiszę o miejscu w którym się znaleźliśmy. Rusovce to obecnie, jak już wspomniałem przedmieścia Bratysławy, jeszcze przed II wojną światową osobna miejscowość. W czasach Imperium miejsce to nazywało się Gerulata, Rzymianie wznieśli tu castellum, ufortyfikowaną wieżę strażniczą, podlegającą zapewne pod obóz w pobliskim Carnuntum. Gerulata wchodziła w skład umocnień limesu panońskiego, chroniącego prowincję Panonię przed zakusami barbarzyńców zza Dunaju.

Obywatele mogą spać spokojnie, legioniści chronią granic! Fot. Karol Srnec


Na miejsce dotarliśmy w piątek nad ranem, przespaliśmy się parę godzin na szkolnej salce gimnastycznej- wróciły wspomnienia kolonijnych wyjazdów itp. Następnie cały dzień przygotowywaliśmy się do pokazów dnia następnego oraz zacieśnialiśmy więzy międzynarodowe. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, moi czytelnicy, że oprócz Naszej ekipy z Polski stawili się także Czesi, Rosjanie i Niemcy, nie zabrakło też gospodarzy.

Nic tak nie cieszy legionistów XXI jak mała szarża z rana. Fot. Karol Srnec

Będąc tak blisko stolicy Naszego południowego sąsiada nie mogliśmy odmówić sobie wypadu na bratysławskie stare miasto. Złaziliśmy cały wieczór wąskimi uliczkami, podziwiając zabytki i kosztując lokalnych płynów- wyśmienitego piwa bądź uzależniającej kofoli.

Opłacało się pucować naramiennik przed imprezą. W tle pozostałości umocnień. Fot. Karol Srnec

Sobota była dniem poświęconym publiczności. Najpierw udaliśmy się do ruin strażnicy. Tam zaprezentowaliśmy się w walkach gladiatorskich. Następnie wszyscy już uczestnicy udali się pochodem ulicami miasta. Po dotarciu na teren gdzie odbywały się tytułowe gry, wzięliśmy udział w pokazach musztry legionu oraz inscenizacji bitwy.



Wasz skryba w roli sieciarza, naprzeciwko secutor Flamma. Fot. Karol Srnec

Wieczorem po zakończonej pracy podjęto wszystkich pożegnalną kolacją. Nasi gospodarze okazali się wspaniałymi ludźmi, życzliwymi i wesołymi.

W nocy wyruszyliśmy w drogę powrotną, w bagażniku wiozłem zapas butelek z kofolą...

Qvintvs na tle kofolanego tropajonu.


Za zdjęcia serdecznie dziękuję Karolowi Srnecowi! Pod tym linkiem więcej zdjęć jego autorstwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ogród Liwii

Pompejańska Leda z łabędziem